Kraina skuta lodem - "Arktyczne marzenia" Barry'ego Lopeza
Przemierzając Arktykę, często myślałem o jakimś rytmie pierwotnie należącym do tej krainy, a nie jej narzuconym. Narzucony sposób widzenia, nawet jeśli jest niewinny, zawsze przesłania widok.
Zacierałam ręce na myśl o tej lekturze i trochę zrzedła mi mina, kiedy dowiedziałam się, że to książka z 1986 r. "Arktyczne marzenia" to niezwykle drobiazgowa opowieść, ale zbyt rozbudowana, zbyt obszerna. Dłużyzny potrafią zamęczyć nawet najbardziej zainteresowanego tematem czytelnika. W "Arktycznych marzeniach" nie znajdziecie zdjęć, czy ilustracji, autor nie wspiera tekstu obrazem, więc mamy przed sobą 528 stron o krainie skutej lodem, krajobrazie zachwycającym i jednocześnie budzącym niepokój.
Publikacja imponuje objętością, ale czy treścią? A co najważniejsze, czy książka wydana 34 lata temu może być aktualna? Treść, owszem, robi wrażenie, mnóstwo faktów, spostrzeżeń, podróżniczych refleksji. Ale czy traktuje o obecnych problemach Arktyki, chociażby tym podstawowym, a mianowicie wzrostem temperatury na naszej planecie? Lodowa pokrywa nieustannie się zmniejsza i nie zrekompensują mi tego niezwykle czułe i wnikliwe obserwacje tamtejszej fauny i flory, bo mam świadomość, że globalne ocieplenie stało się faktem i bardzo możliwe, że Arktyka wtedy i teraz to dwa zupełnie inne światy. Muszę jednak przyznać, że Barry Lopez ma niezwykły dar opowiadania i są w książce rozdziały, które z całą odpowiedzialnością za słowo można uznać za wybitne pod względem literackim, ale są również momenty przegadane do granic możliwości, naszpikowane wręcz encyklopedyczną wiedzą, co sprawia, że opowieść traci dynamikę i wlecze się niemiłosiernie. Nie ukrywam, że zabrakło mi zdjęć, graficznych dowodów na to, że autor w ogóle postawił tam swoją stopę, że doświadczył tego wszystkiego, że dotknął świata, który dla większości z nas jest nieosiągalny. Pokora Lopeza wobec Arktyki budzi szacunek, jego pełne empatii podejście i rozumienie terenu, na którym się znalazł również. Autor w niezwykle sugestywny sposób opisuje tę część naszego globu oraz trudności, które musi pokonać człowiek, by móc tam egzystować. Koniecznością jest uznanie wyższości natury i przygotowanie się na ekstremalne doświadczenia. W zamian można liczyć na spokój, niemal absolutną ciszę i niepowtarzalne wrażenia.
Zacierałam ręce na myśl o tej lekturze i trochę zrzedła mi mina, kiedy dowiedziałam się, że to książka z 1986 r. "Arktyczne marzenia" to niezwykle drobiazgowa opowieść, ale zbyt rozbudowana, zbyt obszerna. Dłużyzny potrafią zamęczyć nawet najbardziej zainteresowanego tematem czytelnika. W "Arktycznych marzeniach" nie znajdziecie zdjęć, czy ilustracji, autor nie wspiera tekstu obrazem, więc mamy przed sobą 528 stron o krainie skutej lodem, krajobrazie zachwycającym i jednocześnie budzącym niepokój.
Publikacja imponuje objętością, ale czy treścią? A co najważniejsze, czy książka wydana 34 lata temu może być aktualna? Treść, owszem, robi wrażenie, mnóstwo faktów, spostrzeżeń, podróżniczych refleksji. Ale czy traktuje o obecnych problemach Arktyki, chociażby tym podstawowym, a mianowicie wzrostem temperatury na naszej planecie? Lodowa pokrywa nieustannie się zmniejsza i nie zrekompensują mi tego niezwykle czułe i wnikliwe obserwacje tamtejszej fauny i flory, bo mam świadomość, że globalne ocieplenie stało się faktem i bardzo możliwe, że Arktyka wtedy i teraz to dwa zupełnie inne światy. Muszę jednak przyznać, że Barry Lopez ma niezwykły dar opowiadania i są w książce rozdziały, które z całą odpowiedzialnością za słowo można uznać za wybitne pod względem literackim, ale są również momenty przegadane do granic możliwości, naszpikowane wręcz encyklopedyczną wiedzą, co sprawia, że opowieść traci dynamikę i wlecze się niemiłosiernie. Nie ukrywam, że zabrakło mi zdjęć, graficznych dowodów na to, że autor w ogóle postawił tam swoją stopę, że doświadczył tego wszystkiego, że dotknął świata, który dla większości z nas jest nieosiągalny. Pokora Lopeza wobec Arktyki budzi szacunek, jego pełne empatii podejście i rozumienie terenu, na którym się znalazł również. Autor w niezwykle sugestywny sposób opisuje tę część naszego globu oraz trudności, które musi pokonać człowiek, by móc tam egzystować. Koniecznością jest uznanie wyższości natury i przygotowanie się na ekstremalne doświadczenia. W zamian można liczyć na spokój, niemal absolutną ciszę i niepowtarzalne wrażenia.
"Arktyczne marzenia" to książka o pięknie przyrody i jej niewyobrażalnej sile. Lektura wymagająca czasu i skupienia. Kompendium wiedzy dla pasjonatów tematu, którzy z pewnością docenią ogrom pracy, jaką autor włożył w jej napisanie.
Autor: Barry Lopez
Tytuł: "Arktyczne marzenia"
Oprawa: miękka
Ilość stron: 528
Rok wydania: 2020
Marginesy
Uwielbiam takie książki i nie ważny jest rok wydania, kiedy jest napisana.
OdpowiedzUsuńJak wciąga to czytam.
Przecież bajki mają po setki lat,a ciągle do nich wracamy.
Pozdrawiam!
Irena
Tylko, że to nie jest bajka. Owszem, bardzo ciekawa opowieść o Arktyce, ale tej sprzed lat. W ciągu 34 lat sporo się zmieniło. Pozdrawiam!
UsuńSuper opisałaś lekturę, zapewne nie jedna osoba nią się zainteresuje.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że sporo czytelników sięgnie po tę książkę.
UsuńLubię czasami sięgnąć po taką lekturę :)
OdpowiedzUsuńWspaniale, zatem polecam tę lekturę. Pozdrowienie :)
UsuńNie czytałam jeszcze tej książki, bo szczerze mówiąc, nie przepadam za takim typem literatury. Nie przeraża mnie ilość stron, a właśnie te opisy przyrody, których nie jestem entuzjastką.
OdpowiedzUsuńNic na siłę. Może kiedyś? :)
UsuńZbyt długie opisy przyrody bardzo szybko zniechęcają mnie do książki. Lektura mimo tego zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuńZawsze warto przekonać się, czy książka jest interesująca, więc polecam. Ilu czytelników, tyle opinii.
Usuń