Debiutancka "Tangerynka" Christine Mangan


Jeżeli byliście w Maroku, to być może odwiedziliście portowe miasto o nazwie Tanger. To właśnie tam mają miejsce wydarzenia przedstawione w debiutanckiej powieści Christine Mangan. Ale tangerynka to również owoc, połączenie dwóch smaków, grejpfruta i mandarynki. Na podstawie tego drugiego skojarzenia można w bardzo obrazowy sposób opisać relację dwóch głównych postaci, czyli Alice i Lucy. Słodko-gorzka znajomość? Znacznie więcej w niej goryczy, żalu i pretensji, niż przyjacielskiej serdeczności, jeśli w ogóle można mówić o przyjaźni. Kolejne karty powieści tylko utwierdzają w tym przekonaniu, bo jeśli porównać tę relację do owocu, to tylko i wyłącznie takiego, który na zewnątrz wygląda zupełnie normalnie, ale niestety psuje się od środka, a konsekwencje z tym związane mają daleko idące skutki. Znajomość obu pań została zerwana po wypadku samochodowym, z którego cudem wyszła jedna z nich. Minęło sporo czasu od tragicznych wydarzeń. Alice ułożyła sobie życie u boku męża i wyjechała do Maroka, a dokładnie do Tangeru. Jednak przeszłość postanowiła upomnieć się o swoje. W marokańskim mieszkaniu Alice pewnego dnia pojawia się Lucy, a wraz z nią niepokój i poczucie zagrożenia, które tak często towarzyszyły Alice. Atmosfera staje się duszna i gęsta od emocji, między kobietami można kroić powietrze, a oliwy do ognia dolewa mąż Alice, który niezapowiedzianemu gościowi wyraźnie daje do zrozumienia, że wizyta powinna dobiec końca. Tylko, że Lucy nigdzie się nie wybiera, bo za wszelką cenę chce odzyskać kontrolę nad Alice i nie zawaha się przed niczym.

Nie jestem przekonana, czy debiutancka powieść Christine Mangan czymkolwiek mnie zaskoczyła. Owszem, czytało się dobrze, to z pewnością całkiem przyzwoity thriller z licznymi retrospekcjami. Poza tym autorce udało się oddać egzotyczny klimat i charakter Maroka, ale to książka momentami nieco przegadana i niestety dość przewidywalna. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Christine Mangan wciąż opowiada o tym samym. Męczące było też ciągłe nawiązywanie do panującego w Maroku upału, jakby czytelnik nie zdawał sobie sprawy, że rzecz dzieje się w Afryce. Autorce z pewnością zależało na podkreśleniu gorącej atmosfery między bohaterami, ale ta jest przecież nie do zakwestionowania od samego początku. Uśpienie czytelniczej czujności, by nieco oddalić moment ułożenia wszystkich puzzli też wypada tak sobie, bo na podstawie jednego zdania możne domyślić się, co wydarzy się później. O ile, rzecz jasna, czytelnik je wychwyci, ale z tym nie powinno być większego problemu. Z budowaniem napięcia też bywa różnie, ale kilka razy udało się autorce wywołać u mnie poczucie dyskomfortu i pewien rodzaj niepokoju, który sprawiał, że ciekawa byłam finału tej historii. Autorce daję kredyt zaufania i z przyjemnością sprawdzę, jak ta opowieść będzie prezentowała się na ekranie. Ponoć w roli głównej ma wystąpić Scarlett Johansson, więc tym bardziej warto. Nawiasem mówiąc, "Tangerynka" ma filmowy potencjał, chociażby ze względu na miejsce, w którym się rozgrywa.

Autor: Christine Mangan
Tytuł: "Tangerynka" 
Oprawa: miękka
Ilość stron: 316
Rok wydania: 2020
Marginesy


Komentarze

  1. Fascynuje mnie taki zabieg literacki, kiedy pogoda i sceneria odzwierciedlają atmosferę i napięcie pomiędzy bohaterami. Bardzo trudno przeprowadzić to naprawdę dobrze. Psychologiczna gra pomiędzy dwiema kobietami, które łączą skomplikowane relacje to także jednej z ciekawszych dla mnie tematów. Myślę, że skuszę się na tę powieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę się skusić. Aktualnie nie możemy podróżować, więc taka wyprawa w wyobraźni do Maroka może okazać się fascynująca :)

      Usuń
  2. Dzięki za polecenie ;) Teraz na ksiażki na pewno czas się znajdzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, czasu na czytanie sporo, więc warto zostać w domu i spędzić czas z książką :)

      Usuń
  3. Miejsce akcji przyciąga, jednak gatunek odstrasza. Nie mogę spać po thrillerach, więc pewnie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest strasznie, raczej momentami przejmująco, ale to nie ten kaliber, po którym można by zaliczyć bezsenną noc. Proszę spróbować i się o tym przekonać :)

      Usuń
  4. Intrygujący tytuł. Nie miałam pojęcia o takim owocu, ale książka jak widać, nie najciekawsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie piszę, że jest nieciekawa, ale nieco przewidywalna, Zresztą ilu czytelników, tyle opinii, więc może Pani miałaby o niej zupełnie inne zdanie. Warto się o tym przekonać, polecam :)

      Usuń
  5. Zawsze wolę zacząć od książki niż od filmu, o ile w ogóle oglądam ekranizację po przeczytaniu książki. Nie zawsze ekranizacja odpowiada temu, co wytworzyła wyobraźnia bw czasie czytania 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, najpierw książka. Taka kolejność jest najlepsza, choć zdarzyło mi się zachwycić filmem i kompletnie rozczarować książką. Bywa i tak :)

      Usuń
  6. Mam książkę u siebie, bo bardzo mnie zainteresowała, ale jeszcze nie zdążyłam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Książki na jesienno-zimowe wieczory

Z wizytą u południowych sąsiadów - "Osobisty przewodnik po Pradze" Mariusza Szczygła

W kilku słowach o trzech książkach