Nie ma się czego bać - "Później" Stephena Kinga
Wiecie co? Najgorsze w dorastaniu jest to, że zamyka człowiekowi usta. "Później", str. 194. To już chyba tradycja, że Kinga czytam w wakacje. I zawsze, ale to zawsze z nadzieją, że w końcu solidnie się przestraszę. Niestety żadna z jego książek nie przeraziła mnie na tyle, żeby mieć obawy przed sięgnięciem po kolejną, a nawet muszę przyznać, że o wiele większe wrażenie robiły na mnie filmy nakręcone na podstawie prozy amerykańskiego pisarza. Poza tym cały czas liczę na powrót starego, dobrego Kinga. "Później" nijak ma się do "Carrie", "Miasteczka Salem", "Misery", To", czy "Lśnienia". Absolutnie niczym mnie ta opowieść nie zaskoczyła, niczym się nie wyróżnia, niczego nowego nie wnosi. Autor z uporem maniaka przekonuje, że historia głównego bohatera jest horrorem, ale chyba w wersji soft, bo naprawdę trudno mi wyobrazić sobie kogoś, kto po lekturze tej książki nie potrafił zasnąć albo chociaż poczuł szybsze bicie serca. Ni...