Fenomenalny debiut - "Niepokój przychodzi o zmierzchu" Marieke Lucas Rijneveld

Jeżeli szukacie emocjonującej i mocno zapadającej w pamięć lektury, to "Niepokój przychodzi o zmierzchu" Marieke Lucas Rijneveld może okazać się strzałem w dziesiątkę. A jeśli dodam, że książka została nagrodzona Międzynarodowym Bookerem, to wybór powinien być oczywisty. Zwróćcie uwagę również na imiona autorki/autora powieści, która/który jest osobą niebinarną. Marieke Lucas Rijneveld nie identyfikuje się z żadną płcią, co dla mnie nie ma najmniejszego znaczenia, ale trochę ogranicza mnie język polski, który uparcie upomina się o swoje, a więc stosowanie chociażby zaimków. 

Dawno żadna lektura nie wywołała u mnie tak skrajnych emocji. "Niepokój przychodzi o zmierzchu" przeraża swoją dosłownością, szczerością i nie będzie grama przesady w stwierdzeniu, że po prostu chwyta za gardło. Zasypiając miałam pod powiekami obrazy z książki, w głowie zaś gonitwę przytłaczających myśli, że gdzieś tam na świecie są niekochane dzieci, których największym marzeniem jest, by ktoś je wreszcie dostrzegł, przytulił, obdarzył uśmiechem. Te dzieci pragną uwagi, troski, rozmowy. Nie zależy im na dobrach materialnych, ale na bliskości, której deficyt ma opłakane skutki. 

"Niepokój przychodzi o zmierzchu" jest historią rodziny opowiedzianą z perspektywy dziesięciolatki. Dziewczynka ma ogromne wyrzuty sumienia, bo nie chcąc stracić królika, poprosiła Boga o to, by w zamian zabrał brata, gdy ten nie chciał jej wziąć na łyżwy. Modlitwa została wysłuchana. Brat nie żyje, a pogrążeni w rozpaczy rodzice coraz częściej zachowują się tak, jakby pozostałe dzieci nie istniały. Zaspokajają ich podstawowe potrzeby, ale są ślepi na wszystko inne. Nie zauważają samookaleczeń, walenia głową w ramę łóżka, smutku w dziecięcych oczach. Rodzeństwo cierpi, tęskni za bratem i nie potrafi odnaleźć się w obecnej sytuacji. Dzieci martwią się, że stracą również rodziców i dach nad głową. Ojciec i matka są bardzo religijni i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby spotkań w zborze nie uważali za ważniejsze od własnych dzieci.

Debiutancka powieść Marieke Lucas Rijneveld to z całą pewnością jedna z trudniejszych lektur, jakie ostatnio czytałam. Historia rodziny Mulderów jest dojmująco smutna. Przerażające są zwłaszcza rozważania dziesięcioletniej Budrysówki. Dziewczynka jest wnikliwą obserwatorką, jej sugestywna opowieść szokuje i to chyba jedno z delikatniejszych słów, jakie przychodzą mi do głowy, bo proza Marieke Lucas Rijneveld balansuje na granicy dobrego smaku, a  naturalistyczne opisy momentami budzą wręcz obrzydzenie. To historia do bólu szczera, przygnębiająca, wyrywająca ze strefy komfortu, ale też bardzo prawdziwa, rozkładająca na czynniki pierwsze żałobę po śmierci bliskiej osoby. "Niepokój przychodzi o zmierzchu" prowokuje, stawia pytania i budzi refleksję. Marieke Lucas Rijneveld nie oszczędza czytelnika, od początku do końca trzyma go w żelaznym uścisku. 

Znakomita lektura, fenomenalny debiut.

Autor: Marieke Lucas Rijneveld
Tytuł: "Niepokój przychodzi o zmierzchu"
Oprawa: twarda
Ilość stron: 315
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo Literackie  

Komentarze

  1. Dodaję na swoją czytelniczą listę. Myślę, że i na mnie ta książka zrobi wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, to musi być niesamowita, ale również trudna lektura, będę o niej pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, to z pewnością warta uwagi książka, na mnie zrobiła ogromne wrażenie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Książki na jesienno-zimowe wieczory

Z wizytą u południowych sąsiadów - "Osobisty przewodnik po Pradze" Mariusza Szczygła

"Dzienniki 1950-1962" Sylvia Plath